Wykonawca w końcu się zlitował nad nami i zadzwonił, że możemy zaczynać. Huuuuraaaaaa. Na ten dzień czekaliśmy od dawna. W poniedziałek mają wejść , porozmierzać, posprawdzać po geodecie i zacząć kopać. Byliśmy przeszczęśliwi.
Teraz przyznam się Wam do jednej rzeczy. Żona mi cały czas wypomina, że jej jest wstyd przed wykonawcą. Ma pewnie i trochę racji. Zresztą, żona ma zawsze rację! :-)
No więc o co chodzi? Może to w końcu wyduszę z siebie...
...nie mamy kibelka. Sławojki, toitoi'a, jak zwał tak zwał. No jakoś tak wyszło. To nie tak, że nie chcę go postawić. Pewnie kiedyś będę musiał. Ale zawsze zapominałem o tej sprawie, nie było czasu, wiecie, ważniejsze sprawy na głowie a nie jakiś kibelek. Panowie robotnicy nic nie mówią na ten temat to i o nim nie myślałem. Widocznie jakoś sobie radzą z tym tematem. Mam nadzieję, że nie skażą mi tylko mojej pięknej sosenki :-).
Z drugiej strony, czy ja w umowie zobowiązałem się do zapewnienia warunków sanitarno-bytowych? No nie. No właśnie.
Ale jednak trochę mi głupio...
Podzielcie się proszę ze swoimi doświadczeniami w tym temacie.
Pozostawmy tą śmierdzącą sprawę za nami. Czas na fundamenty!!!
Pierwszego dnia panowie pomierzyli fundamenty, znaleźli nawet babola po geodecie. Machnął się o 4 cm. Nie wiem czy to dużo czy mało, niemniej nie chciałbym mieć takiej fuszerki. Dobrze, że chłopaki to wychwycili. Muszę wam powiedzieć, że ekipę mam super.
Następnie zabrali się za wstępne kopanie, takie na sztych szpadla. Co Wam będę pisał, sami zobaczcie
Na tym się pierwszy dzień zakończył.
Kolejnego ranka Panowie zjawili się punktualnie o 8 rano na placu boju. Znów poszły w ruch łopaty. W międzyczasie kręcili sobie zbrojenie ław. Na koniec dnia odmeldowali wykonanie zadania.
Pozostało tylko wezwać moją kierbud w celu sprawdzenia poprawności zbrojenia. Przyjechała, zobaczyła, oceniła i pojechała. Wciąż się zastanawiam za co płacę... :-)
Już na tym etapie wiedziałem, że będziemy mieć dylemat. Wysokość podmurówki. Po wyznaczonym poziomie zero było widać, że prawa strona budynku będzie utopiona, lewa wyniesiona lekko a taras wyniesiony diabelsko. Nie za bardzo to na sie podobało. I co tu zrobić?
Podmurować o kanolda więcej? Prawa strona będzie ok, lewa gorzej, tył masakra. Myślałem o tym cały wieczór. No i wymyśliłem, że zostawiamy jak jest. Tam, gdzie jest utopione będzie garaż. Po prostu będzie łagodny wjazd.
Na kolejny dzień umówiłem beton z pompą. Całe 20 m3. Mikrorelacja poniżej
Domyślacie się co spowodował wjazd tych pojazdów na naszą gruntową, nieutwardzoną drogę? Czekałem tylko na reakcję sąsiadów. Nie przyszli, na szczęście :-)
Lanie betonu. Tyłek Pana Mirka gratis :-)
No i efekt końcowy