Działka
Kiedy wróciliśmy ze spaceru w parku mieliśmy pełne głowy. Obaw, pytań ale też nadziei.
Tego samego dnia, wieczorem zamieściłem na kilku portalach ogłoszenie sprzedaży naszego mieszkania. Rankiem, w drodze do pracy odebrałem 2 telefony od pośredników nieruchomości. Byłem zawiedziony, że to te "hieny" a nie pełnokrwiści klienci. Chcieli mieć naszą ofertę w swoim portfolio. Oczywiście nie zamykałem im drogi. Postawiłem tylko trzy warunki: my nie płacimy prowizji, chcemy określoną kwotę oraz nie podpisujemy umów na wyłączność. Nie zająknęli się. Do wieczora zadzwoniło jeszcze 7.
Najsensowniejszy wydawał się Pan Maciej z Metrohouse. I nos mnie nie zawiódł. Po tygodniu miał klienta, po dwóch mieszkanie zostało sprzedane.
To był początek czerwca. Termin opuszczenia lokalu ustaliliśmy na 30 października. To nam odpowiadało z jednego względu. Olga miała termin na początek września. Chcieliśmy rodzić w Warszawie.
Klient oczywiście kręcił wąsem na zadatek - 40 tys. PLN. My się uparliśmy - ta kwota miała pójść na kupno działki. Domyślacie się, że to nam ustawiło nasze dalsze poszukiwania - działka nie mogła być droższa niż 40 tys.
No i się udało. Bardzo szybko znaleźliśmy nasze wymarzone miejsce. Blisko miasta ale na wsi. Blisko lasu ale z kilkoma sąsiadami. Cena cud miód - 35 tys. Za 10 ar. Prawie półdarmo :-)